- Wieczorem nie masz planu, nie wiesz, co i jak zorganizować, a rano zaczynasz działać i sprawy się po prostu układają - zapewnia ks. Jan Pander z Głuchołaz.
Od powodzi, która przeszła przez Głuchołazy, minęły ponad dwa tygodnie. Jak zmieniła się przez ten czas sytuacja? Czego teraz najbardziej potrzeba? Żeby poznać odpowiedzi na te pytania, kontaktuję się z ks. Janem Panderem, wikariuszem w parafii św. Wawrzyńca. Umawiamy się na wtorek przy kościele parafialnym. Okazuje się, że właśnie wtedy ks. Pander ma wolny dzień w szkole, więc pomocą powodzianom zajmuje się już od rana. W inne dni do działania rusza po lekcjach.
Przyjeżdżam przed godziną 10. Wzdłuż płotu poustawiane są szufle, łopaty, taczki, miotły. Co chwilę ktoś podchodzi i pyta, czy może wziąć to czy tamto. Odpowiedź jest zawsze twierdząca.
To dary, które z rana przywiózł pewien ksiądz z okolic Gdańska. - Stwierdziłem, że nie wnosimy tego do środka. Opieramy o płot, na pewno chętni się znajdą. Nie minęła chwila i podjeżdża jakiś samochód. To kilku chłopaków, którzy przyjechali pomagać, ale nie mieli sprzętu. Zapytali, czy mogą coś wciąć. Właściwie ledwie wypakowaliśmy sprzęt z jednego busa, już część mogliśmy ładować na drugiego - opowiada ks. Pander.
W głuchołaskiej parafii magazyn darów mają nie tylko w domu katechetycznym, ale też na plebani. Tam pomiędzy kartonami ze środkami czystości stoją figury z betlejemskiej szopki. - Wystarczy otworzyć drzwi i ludzie przychodzą po to, czego potrzebują. Najwięcej osób jest po Mszach św., ale tak naprawdę podjeżdżają o różnych porach - mówi ks. Pander. - Jest wiele takich sytuacji, że np. ktoś przychodzi i pyta o gumowce. Zgodnie z prawdą mówię, że nie mamy. A zaraz ktoś z wolontariuszy sygnalizuje, że właśnie przyjechał samochód z całą paletą. Czego? Właśnie gumowców. Wprost idealnie! - opowiada duszpasterz.
Akurat skończył wnosić do magazynu osuszacze. Przywiózł je Grzegorz z Opola. - Jestem tylko kurierem. Mój szef kontaktował się z ks. Janem i ustalili, że właśnie taka pomoc jest potrzebna - mówi. Dziewięć urządzeń zanieśli do magazynu, jedno zostało na ławce przed schodami. - Zaraz zaniosę go jednej pani na ulicy Ligonia. Bardzo czeka na taką pomoc - mówi ks. Pander. Przedstawia mi ekipę wolontariuszy z Suchowoli, którzy na tydzień przyjechali, żeby pomóc mieszkańcom w sprzątaniu, a sam łapie osuszacz, żeby jak najszybciej go zanieść.
Kolejne jego zadanie to zaprowadzenie wolontariuszy na ul. Kolejową, gdzie pani Halina czeka na pomoc w wysprzątaniu piwnicy. W tym czasie półtora kilometra dalej, na ul. Jana Pawła II, na podwórko Dziennego Domu Pobytu "Senior +" zajeżdża potężny kontener z darami od PCK w Oświęcimiu. Ks. Jan ma koordynować jego rozładowanie.
- Przed weekendem zadzwoniła do mnie pani Karolina, która jest zaangażowana w działanie magazynu z darami w głuchołaskim GOSiRze. Mówiła, że przygotowany jest transport z Polskiego Czerwonego Krzyża, a oni nie mają już miejsca. Do szkoły też nie można tych darów przyjąć, bo piętro zajęli żołnierze, więc może na plebanię mogliby je przywieźć. Pomyślałem, że damy radę. Ale potem okazało się, że na parafię przyjeżdżają inne transporty i też się nie pomieścimy. Właściwie jeszcze wczoraj wieczorem nie wiedziałem, co z tym kontenerem zrobimy. Początkowo to miało być kilka palet, a ostatecznie to aż 12 ton darów - opowiada ks. Pander.
Nie wiedział, gdzie je rozładować, kto w tym rozładunku pomoże, ani gdzie dary przekazać. - Okazuje się, że wystarczy zacząć coś robić, a o resztę Pan Bóg się zatroszczy. Podobnie było, kiedy przed nadejściem wody nie mieliśmy worków z piaskiem, żeby zabezpieczyć kościół. Ruszyliśmy do pracy z tym, co mieliśmy, a okazało się, że dołączyły kolejne osoby i dostaliśmy potrzebny piasek i worki - wspomina po kilku godzinach, gdy rozładowany kontener został zamknięty, czemu towarzyszyła radość wolontariuszy. W rozmowie przywołuje historię Gedeona i jego 300 wojowników, którzy pokonali armię Madianitów. - Panu Bogu wystarczyło 300 wojowników. Wystarczyły te siły, które mieli. O resztę On się zatroszczył - zauważa.
12-tonowy kontener darów - o którym ks. Jan mówi "kontener cud" - przyjęli na podwórku OPS-u i Dziennego Domu Pobytu "Senior +". Ludzie do rozładunku się znaleźli. Pomogli też żołnierze, którzy mieli wyznaczone zadanie obok, a uwinęli się z nim w kilka minut i zostali dalej pomagać.
- Miejsce, gdzie dary przekażemy, też się znalazło. Idąc tutaj, przechodziłem obok Restauracji Muzycznej, w ogródku której jest punkt wydawania darów dla okolicznych mieszkańców. Okazuje się, że od weekendu jest niemal pusty, a ludzie proszą o koce, kołdry czy środki do sprzątania. Pani, która w nim dyżuruje wprost zapytała mnie, czy mógłby im coś pozałatwiać. Odpowiedziałem, że zaraz przywieziemy - opowiada duszpasterz.
Rzeczywiście sporą część przekazanych z Oświęcimia artykułów od razu przewieźli i przenieśli do Restauracji Muzycznej. - Mieszkam tutaj 70 lat. Znam niemal wszystkich okolicznych mieszkańców. Wiem, kto był zalany, a kto nie. Więc chętnie pomagam sąsiadom. Najwięcej pytań jest o kołdry, poduszki, koce i śpiwory. Ale też o ręczniki papierowe czy gotowe jedzenie w słoikach. Bo jeszcze nie każdy ma możliwość gotowania - mówi pani Ola, koordynatorka wydawania darów.
Co z resztą pomocy przywiezionej w "kontenerze cud"? - Nagle pojawił się wolontariusz Łukasz, który wie, że konkretna rodzina potrzebuje lodówkę, a właśnie lodówkę nam przywieźli. Jego znajoma, która jest pielęgniarką, podjechała po rzeczy potrzebne dla seniorów. Do tego mieszkańcy z okolicznych zalanych mieszkań przychodzą po kołdry, poduszki i pościele. I tak z 12 ton zostało kilkanaście kartonów, które na pewno też będą dobrze zagospodarowane - podkreśla ks. Pander.
Zwłaszcza, że w to miejsce na 13.30 panie z Rudziczki przywiozą obiad. Ustawi się kolejka chętnych na ciepły posiłek, a przy okazji będą mogli wziąć to, co potrzebują z darów.
W drugiej części dnia na ks. Jana i ekipę z Suchowoli, do której dołącza ks. Bartek z archidiecezji katowickiej, czekało do uprzątnięcia podwórko oraz stara kotłownia pod kościołem parafialnym. Jutro kolejne zadania i kolejne wzmocnienie sił. Dojadą wolontariusze z Biłgoraja na Lubelszczyźnie. - Mówię wam, wystarczy zacząć działać. Reszta się poukłada - przypomina ks. Pander.